poniedziałek, 8 grudnia 2014

Różowo mi! - Jaipur c.d.

fot. Edyta

Jak tak dalej pójdzie wspomnienia nepalsko-indyjskie skończę przedstawiać przed kolejnymi wakacjami (albo na łożu śmierci:))

Nadal jesteśmy na samym początku lipca. Nadal jesteśmy w Jaipurze, stolicy Radżastanu (taki fajny stan w północno -zachodnich Indiach. Wikipedia podaje, że pod względem powierzchni jest to największy stan w tym kraju.)

W poprzednim tekście nie starczyło mi miejsca (i siły), żeby opisać chociażby tamtejsze zabytki. A jest o czym opowiadać. Właściwie nie jestem wielką fanką zwiedzania (wolę się pogapić na ludzi), szczególnie gdy jest gorąco, ale ekscytacja spowodowana tym, że zwiedzane przeze mnie miejsca są w Indiach była silniejsza.

Fort Amber  

Nie mylić z Amber Gold. 
Wiem, ze już się pomyliliście.
Teraz będzie się wam myliło już zawsze! :P

Położony obok naszego Różowego Miasta kompleks pałacowo - obronny. Jego rozbudowa trwała ok. 150 lat, aż do momentu, gdy wszyscy się nie zwinęli, i nie przenieśli do Jaipuru.



Kreatywne pozowanie, fot. Ola Jaromin.


Słońce grzeje, a my dzielnie wszystko oglądamy


To jest super zdjęcie, na którym widać, ze Robert umie się teleportować
 (ale nie chce powiedzieć jak).



Jantar Mantar

Ktoś musiał mieć dobrą zabawę, gdy to wymyślał! Wielkie obserwatorium astronomiczne, najróżniejsze przyrządy do mierzenia wszystkiego zgromadzone na jednym terenie. Wyobraźcie sobie jakich obliczeń trzeba było dokonać, żeby wiedzieć co, jak i pod jakim kątem postawić. Do tego dochodzą wysokości, odległości, krzywizny. Tu zegar słoneczny na nikim nie zrobi wrażenia ;)


O proszę, akurat zdjęcie z zegarem słonecznym mi się znalazło najszybciej ;)




Zgadlibyście do czego to wszystko służy? 
(My też nie...)
Janu - taksówkarz/ gawędziarz

Nasz jaipurski przewodnik i taksówkarz w jednej osobie nie był jedynym, który podczas krótkiej znajomości opowiedział nam historię swojego życia. Jednak Janu podniósł to opowiadanie do rangi sztuki (i zawodu). Od pucybuta do milionera w wersji Indian Dream, czyli od kierowcy tuk-tuka (nawet nie własnego) do właściciela firmy zatrudniającej siedmiu kierowców. Nauczył się mówić w paru językach i teraz ma zapełniony kalendarz na parę miesiecy wprzód, ludzie opisują spotkania z nim na blogach (hihi:)), wieść się roznosi. Janu ma co ciekawsze wpisy wydrukowane i z chęcią pokazuje je każdemu, kto siedzi na przednim siedzeniu. Reszcie pasażerów też. 

Dzięki niemu dużo się dowiedzieliśmy, trafiliśmy po paru dziwnych miejsc (np. super drogiego sklepu, w którym siedziało się na kanapie i oglądało prezentacje kolejnych towarów. Tam koniec końców kupiłam sobie przepiękne sari, które było najdroższą rzeczą, którą przywiozłam z całego wyjazdu. Ale było warto!)

Zwiedzanie było, o spotkanych ludziach było... Zastały nam jeszcze słonie!

Słoń jaki jest każdy widzi :)

Słoń to taki duży pies. Wprawdzie nikt oprócz mnie nie widzi tego podobieństwa, ale też nikt nie stoi mi nad głową, gdy to piszę, więc nie będę powściągać swoich skojarzeń. Słonie poznają ludzi, którzy się nimi opiekują, reagują na ich polecenia. Wyczuwają czy ktoś się ich boi, czy jest przyjaźnie nastawiony. Jednym słowem słonie są super :D

W Jaipurze jest miejsce, gdzie ze słoniami można spędzić cały dzień. Nazywa się Elepfantastic. To co najbardziej mi zapoadło w pamięć to to, ze mogłam sobie z tymi przefantastycznymi zwierzakami zwyczajnie pobyć. Bez pośpiechu pokarmić, pogłaskać, poprzyglądać się. Moja i Ewy słonica była w ciąży (8 miesiąc, trochę jej jeszcze zostało:)) i można było nawet poczuć jak słoniątko kopie :D





Ciekawą rzecz zaobserwowałam po kontakcie z Janu i z właścicielem tej słoniowej przystani. Nowy rodzaj Indusa, który wcale nie chce naciągnąć cię na jak największą kasę, ale za to nie da ci spokoju dopóki nie obiecasz, że po powrocie nie wystawisz mu pozytywnej opinii. Opinia, która idzie w świat jest wszystkim. Jest kapitałem, na którym budują swoje małe królestwa. I trzeba przyznać - dobrze im to idzie!

Następny przystanek: Agra.

2 komentarze:

  1. Brakuje Twoich zdjęć na słoniu!!!! Choć faktycznie siedzenie na ciężarnej kobiecie nie wydaje się być zbyt humanitarne :)))

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Niestety moja bałaganiarska natura spowodowała, ze nie mam pojęcia gdzie jest część zdjęć :) Jak je znajdę, to dodam!
    PS. Twój nowy blog jest przepiękny. jeszcze nie miałam czasu go dokładnie obejrzeć, poczytać, ale dzisiaj będę nadrabiać zaległości :)

    OdpowiedzUsuń