poniedziałek, 27 października 2014

Co ty w ogóle wiesz o życiu?

Ja pamiętam, ale nie grałam. Na informatyce wolałam czytać książki pod ławką. 
Kwejk się sam podpisał - to bardzo miło z jego strony. 

Powoli odkrywam blogosferę. Nie miałam wcześniej pojęcia, że to takie wielkie i fascynujące zjawisko. Wiecie jak to jest, gdy człowiek znajduje coś nowego - chciałby przeczytać/  zobaczyć/ dotknąć wszystkiego. Nie inaczej jest z panną Magdą. Skaczę od jednego tekstu do następnego, przeglądam najbardziej popularne blogi i takie o których ledwo ktoś słyszał. Kompletny chaos i losowość!

Tak czy inaczej, przy owym przeglądaniu rzucił mi się w oczy jeden motyw, który utknął mi na dłużej i zaczął pracować, uruchamiając różne trybiki w mojej mózgownicy. O czym mowa? O narzekaniu na dzisiejszą młodzież i dzisiejsze czasy.

Właściwie większość z nas się do tego przyzwyczaiła. Niby nikt  nie traktuje kwejka poważnie, ale większość uśmiecha się pod nosem widząc jakiś obrazek z cyklu "gimby nie znajo". No tak, dzisiejsza młodzież potrafi li i jedynie kląć (zapewne pod naszymi oknami), malować się przeróżnymi maziami w każdym odcieniu czerni, siedzieć na fejsie i olewać szkołę (chociaż w tym przypadku mamy do czynienia z nie robieniem czegoś, więc można się spierać czy potrzebne są do tego umiejętności).

Ola miała, ale pożyczała czasem. Ogólnie byłam większą fanką kaset i dyktafonów lub magnetofonów. Swój pierwszy dyktafon nadal mam, ciekawe czy dałoby radę nagrać na nim materiał do RAdia.

A teraz pomyśl - ile osób wchodzących w wiek dojrzewania znasz osobiście? Co wiesz o ich troskach, problemach, radościach - o codzienności. I z drugiej strony - gdy miałeś te 14, 15 lat znałeś już różnych ludzi. Niektórzy nie grzeszyli nadmiarem kultury osobistej. Może Ci to imponowało, może wolałeś się trzymać na kilometr. Ale byli i tacy, o których można powiedzieć wiele budujących rzeczy. Ich wiek w tym specjalnie nie przeszkadzał. Jak wiadomo życie nie jest czarno- białe, składa się z całej gamy odcieni szarości (chociaż w moim świecie to bardziej wszystkie kolory tęczy:D). Każdy przypadek jest inny, bo pod każdym kryje się człowiek, który zmienia się, dojrzewa, poznaje, doświadcza.  Mimo, że mądrość przypisujemy ludziom starszym, ma ona swój początek dużo wcześniej. Nie ma magicznej granicy wieku, po której doznajemy objawienia, a wokół pojawi się magiczna tarcza broniąca nas od błędów wszelakich.


Jeszcze jeden aspekt tej sprawy - czy ktokolwiek wierzy w to, że narzekanie "na dzisiejszą młodzież" odniesie jakikolwiek skutek? (Pominę już fakt, że żarty w podstawówce nie zmieniły się ani odrobinę, odkąd ja tam chodziłam. I założę się, że 10 lat wcześniej też były takie same!) Z moich obserwacji wynika, że narzekaczom zwykle nie zależny na zmianie rzeczywistości, a na znalezieniu powodu do narzekania. Gdyby jednak wśród tej grupy znalazł się jeden sprawiedliwy, mam dla niego radę: rozejrzyj się wokół siebie, znajdź jakiegoś podrostka, którego postawa jest godna naśladowania. Pokaż mu, że to co robi jest fajne i że warto iść dalej tą drogą.

Na koniec o tych, którzy najchętniej wsiedliby do wehikułu czasu,głośno przeklinając XXI wiek.
Ok, miło powspominać dzieciństwo, też to lubię. Jednak mówienie ciągle, ze kiedyś tam było lepiej jest wkurzające! Najlepiej pewnie było w epoce kamienia łupanego - bez GMO.
Pomyśl chwile czego chcesz od życia, co Cię pociąga w tych minionych epokach? Może chodzi o jakiś jeden aspekt? Może wystarczy zmienić styl życia, tempo pracy, odważyć się chodzić w długich kieckach, ubijać samodzielnie masło, robić przetwory, czytać książki historyczne, słuchać muzyki poważnej czy starego, dobrego rocka.  Co tylko chcesz! Niezdecydowanych zapraszamy na Łosią. Panny z zaścianka: kurs jak żyć staromodnie - pełny serwis. Na początku możesz mi poprzenosić meble ;)






2 komentarze:

  1. Hej Panny!

    Wszystko super, miło się czyta, ALE - czemu "z Łosiej"?
    Jeśli dobrze kojarzę, to ta ulica jest "imienia" jednego łosia, więc wychodzi na "Panny z Łosia", choć to już tak lotnie nie brzmi.
    Z Łosiowej - to rozumiem, no ale ta ulica wszak Łosiową nie jest.

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki za odzew, bardzo dobrze jest poczuć obecność odbiorcy :)
    Jeśli zaś chodzi o formę - zawsze w ten sposób ją odmienialiśmy. Jako "Łosia" w sensie "Łosiowa" :) Nie upieram się przy poprawności tej formy. Blog ma swoje podwaliny również w moim postrzeganiu tego miejsca, które jest dosyć sentymentalne i przepełnione wspomnieniami. Górnolotnie rzecz ujmując w tradycji rodzinnej funkcjonuje taka odmiana. I już jej chyba nie wyprę ze świadomości - człowiek zdążył się przyzwyczaić przez te 22 lata :)

    Zapraszam do dalszego śledzenia i komentowania.

    OdpowiedzUsuń