Piszę do Jurka, aby pogratulować takiego startu, no i podzielić się wrażeniami.
-Wyciągnęłam sobie ten pierwszy z dna pudełka i przeglądam! A miałam pisać praktyczny poradnik, jak przetrwać w głuszy przy temperaturze -20 stopni.
- To byś mogła się pochwalić tym pierwszym notatnikiem u siebie - dostałam odpowiedź.
Czemu nie? Jest o czym opowiadać :)
Pierwszy
Był malutki, różowy, mieścił się praktycznie wszędzie. Zaczęłam zapełniać go swoimi zapiskami 23 grudnia 2002 roku. Pierwszy wpis zawiera dwa zdania i informuje o tym, że to już 3 próba zatrzymywania bieżących wydarzeń na kartach jakiegoś zeszytu. Ta próba była udana i dała początek 12 letniej historii pisania dzienników. Przez ten czas nie miałam przerwy dłuższej niż kilka miesięcy.
Pierwsze dwa zeszyty zapełniane były w tajemnicy, po kryjomu, a co za tym idzie mało starannie. Nie wiem dlaczego, ale wtedy wydawało mi się, że pisanie czegoś takiego powinno być wielkim sekretem. Jestem przekonana, ze moja mama o wszystkim wiedziała, ale nigdy nie dała tego po sobie poznać :)
Kolejne
Zawierają w sobie opisy zwykłych sytuacji, z licznymi powtórzeniami, z kulejącą stylistyką. Bardzo długo fascynował mnie sam proces pisania. Gdy odrywałam długopis od kartki zapisane słowa przestawały mieć dla mnie znaczenie. Potem przyszedł czas staranniejszego wybierania kolejnych zeszytów. Bawiłam się formą, szukałam trafnych cytatów na pierwszą stronę. Odkryłam, że wielką frajdę sprawia mi wyklejanie kolaży, ilustrowanie wpisów wycinkami z gazet i kalendarzy. Od tego momentu większą wagę przykładałam do treści, sprawiało mi przyjemność wracanie do niektórych zapisków.
Początek mojego obecnego zeszytu zbiega się w czasie z początkiem tego bloga. Chociaż to co zapisuję prywatnie, często przydaje mi się w tworzeniu tekstów, jednak traktuję bloga i zeszyt jako osobne byty. Niewątpliwie jednak jest mi łatwiej. Na przykład nie muszę martwić się, że przez zbyt długie spisywanie opowieści indyjsko- nepalskich coś wypadnie mi z głowy - każdy dzień jest skrzętnie zanotowany w poprzednim notatniku.
Wszystkie moje pierwsze strony
Każda pierwsza strona (a w niektórych dwie!) była obietnicą podróży w nieznane. Obietnicą wydarzeń, które dopiero miały nastąpić; uczuć, które jeszcze się nie narodziły; ludzi, których miałam poznać. Cytaty, które mi towarzyszyły, aż do końca danego zeszytu tworzą całkiem imponujący zbiór. Od fragmentów piosenek górskich/turystycznych, przez mojego ukochanego Edwarda Stachurę, Małgorzatę Musierowicz, Bolesława Leśmiana, do takich osobistości jak Heraklit z Efezu, Gilbert Keith, Chesterton, czy Kubuś Puchatek :D
Co tam piszesz?
Pada czasem pytanie, a ja odruchowo zamykam zeszyt. Nie umiem na nie odpowiedzieć. Przez lata nauczyłam się płynnie władać językiem polskim, także na piśmie. Moje "tajne" zapiski teraz mają ręce i nogi, ale nadal nie są niczym niezwykłym. Nie muszą. Niezmiennie samo pisanie sprawia mi taką samą (albo i coraz większą) przyjemność. Wszystkie inne korzyści są wtórne :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz