niedziela, 4 stycznia 2015

Sylwester na krańcu świata



Już po raz trzeci siadam do spisywania sylwestrowych, nieznajowskich przygód. Wcale nie dlatego, że kiepsko mi idzie pisanie, lub że nic się nie wydarzyło i nie ma co opowiadać. Wyprawa była tak obfita w historie, które warto zatrzymać na dłużej, że nie nadążałam z notowaniem ich. A przed samym wyjazdem, gdy piec już wygasł, a my siedzieliśmy przy jednej świeczce i latarkach wzięłam  chatkową kronikę i próbowałam w niej opisać jak najwięcej. Gdy już zasmarowałam moim koślawym pismem 3 strony przeczytałam cały tekst reszcie. Co drugie zdanie ktoś zgłaszał potrzebę dopisania adnotacji lub swojego punktu widzenia. Pewnie i tutaj nie uda mi się zawrzeć wszystkiego, dlatego jeśli chcesz coś dopowiedzieć - pisz śmiało :)

Jak dotrzeć na kraniec świata


Na kraniec świata wyruszyłyśmy (Kabak + ja) pociągiem. Od połowy trasy miałyśmy przedział tylko dla siebie, poszedł też sobie dziwny pan, który wyciągał nogi na pół przedziału i chrapał. Dzięki temu  udało mi się nawet wyspać. Gdy wysiadałyśmy w Jaśle pan konduktor bardzo się zdziwił co my właściwie robimy i czemu jak reszta pasażerów nie zmierzamy do Zakopanego. Cóż -bo my mamy swoje własne szlaki :)

Ostatni powiew cywilizacji - kawiarnia w Jaśle.
by Kabak




 W Jaśle postanowiłyśmy po raz ostatni nacieszyć się cywilizacją (i zjeść śniadanie. Czy jest coś lepszego niż ciastka na śniadanie? :))
Zamiast łapać stopa do Krempnej lub Nowego Żmigrodu lub gdziekolwiek by nas wyrzuciło, złapałyśmy Agnieszkę i Kaję w wyładowanej po brzegi "Pajce". Okazało się, że jeszcze dwie osoby z plecakami mieszczą się bez problemu. Co ciekawe zrobione chwilę później zakupy (na cały wyjazd!) również udało nam się upchnąć.








Za Rozstajnym wysiadłyśmy z samochodu i idąc obok, mówiłyśmy  Kai czy może przejechać bezpiecznie, bez szorowania zawieszeniem po ziemi.

Od razu zachłysnęłam się beskidzkim powietrzem i przypomniałam sobie, dlaczego tak tam wracać.



 Pierwszą przeszkodą do pokonania była na wpół zamarznięta Wisłoka. Nie udało nam się przejść bez orzeźwiającej kąpieli. Buty suszyły mi się półtora dnia (właściwie najpierw je rozmrażałam. Nigdy nie myślałam, że buty mogą zamarznąć na kość!). Opatentowałam tez parę sposobów na suszenie, chociażby grillowanie nad piecem czy but na parze (szef kuchni poleca :)) Ostatecznie uratowały mnie gazety, które powoli wyciągnęły wodę.

Jak przetrwać pierwszą noc


Co robią cztery dziwczyny wchodzące do Chatki, w której panuje temperatura taka jak na zewnątrz (-10)? Wpadają w panikę, szykują się do odwrotu? Nie w tej bajce!
Rozpalają w piecu, idą rąbać drewno, przynoszą wodę ze studni. Powoli doprowadzają miejsce do takiego stanu, żeby następnego dnia kolejni goście mogli zakrzyknąć "jak tu jest fantastycznie!" :)
Niemniej prawdą jest, ze piec zaczyna się rozgrzewać dopiero po paru godzinach, a nagrzewać pomieszczenia po parunastu. Pierwszą noc spędziłyśmy w kuchni, śpiąc na ławach, z budzikiem nastawionym na co godzinę, żeby dokładać do ognia. Jak ja przeklinałam ten budzik! Ale wstać trzeba - tu walka toczy się o przetrwanie :D (ej, serio). Po trzecim wstawaniu i odkręcaniu się ze wszystkich warstw położyłam telefon przy głowie Agnieszki. Koniec końców wartę ogniową zaliczyła każda.  Najważniejsze, ze nad ranem byłyśmy żywe i w takim stanie powitałyśmy drugą ekipę sylwestrowiczów.

Jak przygotować imprezę sylwestrową


Są rzeczy ważne i ważniejsze. Do tych ważniejszych należy zdobycie drewna na opał (3 paczki brykietu poszły w nocy, z drewnem też było krucho). Nieustraszony duet Kai i Agi poszedł zaprzęgać dzielnego rumaka, aby popędzić po ratunek. Wróć. Dziewczyny poszły odpalać "Pajkę", która obrażona, że zostawiłyśmy ją samą na mrozie postanowiła strzelić focha. 

fot. Agnieszka Kalisiak
Pajka mimo 40 minut na kablach nie odpaliła, trzeba była wziąć drugi samochód. 

Ile kosztuje drewno na opał? Gdy pójdzie się do pana, który jest znajomym pana z Caritasu i rzuci się hasło "Nieznajowa" można zrobić interes życia i zapłacić flaszką wódki :D

Podczas, gdy dziewczyny robiły ostatni kurs (po ostatnich gości) my zostaliśmy na gospodarstwie. Czas płynął na rozmowach, dokładaniu do pieca, zawieraniu znajomości, sabotowanych rozgrywkach w "Sabotażystę".
Do tego pogoda była przepiękna i szkoda byłoby chociaż na chwilę nie pójść na spacer:

Fot. Kabak
Tym razem zamarzło i można było bezpiecznie przejść.
Widok ze studnią.

Kabak robiąca mi zdjęcie, jak robię jej zdjęcie. 

Koszałek - Opałek z bacówką w tle. 



Ślady niedźwiedzia. Taaaaakie były duże :)

Sylwester

Gdy już byliśmy wszyscy w komplecie nie trzeba było dawać żadnego znaku do rozpoczęcia zabawy. Wydarzenia toczyły się same, od Tabu i kalamburów ("Kobyłka nigdy nie była wsią", "Odra to niebezpieczna epidemia"), do wyśpiewywania pieśni patriotycznych przy rytmie tamburyna. O północy rozegrała się bitwa na śnieżki, a ostatnia partia frytek opiekała się aż do rana. 

Sylwester przy świecach? Tak!

Spacer noworoczny


Czy pierwszego stycznia należy siedzieć przez cały dzień i zbierać siły po nieprzespanej nocy? Można. Ale można również wybrać się na noworoczny spacer do Wołowca, a potem grzbietem Żydówki wrócić do Nieznajowej. W Wołowcu zapukaliśmy do jednego z domów, złożyliśmy jego mieszczance najlepsze życzenia na nadchodzący rok i poprosiliśmy o coś do picia. Zostaliśmy poczęstowani dzbankiem wody ze studni i butelką na dalszą drogę.


Cerkiew w Wołowcu, widok od tyłu. 

Cmentarz w Wołowcu.

Ładne :)

Grunt to odpowiednia perspektywa. 


W drodze powrotnej udało nam się upolować kawał drewna. I chociaż nie upolowaliśmy niedźwiedzia, to było co wrzucić na ruszt :)


Niestety po powrocie chata była zamknięta, nie-spacerowicze w sklepie, klucza brak, a na dworze rześka temperatura: -20! Jedyny słuszny sposób na rozgrzanie: piła, siekiera, mocny zamach (Agnieszka jest w tym mistrzynią!). Na szczęście przed zapadnięciem całkowitych ciemności zostaliśmy wpuszczeni do środka ;))

Miasto zasypia, budzi się mafia


Pierwszy wieczór roku pańskiego 2015 zaczął się rzeźnią  w małej pomorskiej miejscowości. Morderstwo na miejscowym księdzu poruszyło nawet przyjezdnych hipsterów z Warszawy. Zanim zdążyliśmy się otrząsnąć i przeżyć żałobę, znaleziono martwą najwierniejszą parafiankę i moją była teściową w jednym. Sama wcielając się w postać Jessiki nie pożyłam długo i to wcale nie dlatego, że były mąż pomylił mi się z obecnym :) Zgubiła mnie miłość do paznokci i lojalność wobec manikiurzystki.Okazało się, ze  Paznokciowa Jola w nocy siała postrach i trzymała w garści miejscową mafię. 

Szybka teleportacja do krainy Azteków przyprawiła mnie o jeszcze większe napady śmiechu. Niestety zginęłam, zanim udało mi się zapamiętać swoje imię. Nie przeszkodziło mi to nabawić się zakwasów od śmiania się, podczas obserwowania tej rozgrywki. 

Wieczór zmienił się w noc, a noc zmieniła się w kolejny przepiękny poranek. 

2 stycznia


Przyszedł czas pożednania z Nieznajową, Magurskim Parkiem Narodowym, śniegiem, mrozem, piecem i ze sobą na wzajem. Z dobrymi rzeczami ciężko jest się żegnać, dlatego nam to zajęło cały dzień. Nikt nas przecież nie gonił, powoli mogliśmy zrobić wszystko: i posptrzątać, i pograć w "Sabotażystę", przegrać w "Refleks" o zmywanie. Wytłumaczyć tym, którzy nie zmywają, że wycieranie mokrą ścierką ma sens i że to nic nie szkodzi, że opłukane naczynia nadal są w pianie :) Pożartować z powrotu do rzeczywistości:
- Jak wrócimy, to będziemy odruchowo zakładać kurtki idąc do łazienki!


2 komentarze:

  1. Ale mi się tak marzy na koniec świata uciec! I to jeszcze taki Sylwester. Świetnie dałyście radę. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ucieczki na krańce świata są świetne! A czasem takim "krańcem" może być nawet koniec ogrodu - czemu nie? ;) A tak na serio, to wszelkie odskocznie od codzienności zawsze dają mi siłę do tego, aby codzienność też była niezwykła :)

    OdpowiedzUsuń