Po aerobicu wróciłyśmy do domu, zajęłyśmy się kuchnią, robieniem zapiekanki na jutro, parzeniem herbaty (na dzisiaj). W końcu zabieramy się też za kolację.
M: Dobrze się je po aerobicu, co nie?
B: Pół godziny po to nie jak jedzenie, a jak ćwiczenia... Wprawdzie jest już półtorej po, ale to tylko godzina różnicy.
***
Cały wieczór Ola i Beata podśmiewają się ze mnie (nie mam pojęcia czemu). W końcu Beata staje w mojej obronie:B: Ola nie wyśmiewaj się z niej! (...) Nie wolno się śmiać ze słabszych!
***
Pibib...pibip...pibip <piekarnik>/ pibip...pibip...pibip <Beata>B: Śmiejesz się ze mnie?
O: Nieee, skądże...
B: A już myślałam, ja tylko udaję piekarnik!
***
Z kuchni:B: Czy wy mnie słuchacie?
MiO(chórem): Nie!
B: Piękna nam wyszła...
M: Piękna. Zrobię jeszcze zdjęcie z góry.
B: Jakaś bazylia na wierzch by się przydała. Czekaj, dam kwiatka!
M: Na zdjęciu nie wygląda jak kwiatek...
B: To zrobisz strzałkę i podpiszesz :)
Kiedy w końcu została zjedzona ta piękna zapiekanka? Bo chyba najlepiej smakowałaby po tym aerobiku, ale przecież... Pozdrowienia dla Panien Kuchareczek. Mama MiO
OdpowiedzUsuńDzisiaj rano ostatni kawałek spełnił funkcję mojego śniadania :)
Usuń