Nie od dzisiaj wiadomo, że przyciągam jak magnes najróżniejszych dziwaków. Może to kwestia tego, że w tłumie nie patrzę pod nogi i uśmiecham się do przypadkowych przechodniów. Nie mój problem przecież, jeśli zaczną się zastanawiać czemu się tak szczerze i czy przypadkiem nie chodziliśmy razem do podstawówki.
Pozytywne nastawienie do świata to już jakiś początek, żeby kogoś przyciągać, a więc pierwszą składową problematyki ujętej w temacie już mamy. Zabierzmy się do dalszego rozkładania na czynniki pierwsze tegoż zagadnienia.
Do osób małomównych nigdy nie należałam, a i w miłe pogawędki zawsze łatwo mnie było wciągnąć. Najróżniejszym nieznajomym też się to udaje. Od pań w sklepie, po współpasażerów podróży.
W tym miejscu warto się zatrzymać nad Warszawską Koleją Dojazdową. Po paru latach systematycznego korzystania z usług Kolei Mazowieckich, szczerze znienawidziłam tego przewoźnika. Przesiadkę na bardziej kameralną linię wukadki powitałam z ulgą.Solidna firma (tylko kanarów ma trochę wrednych, ale o tym innym razem).
Po przydługim wstępie należałoby przejść do sedna sprawy, czyli dziwnych spotkań. W skrócie mogłabym napisać, że ludzie po prostu lubią opowiadać mi o swoim życiu. Ale to nie czas i miejsce na skróty, pozwólmy więc opowieści płynąć swobodnie.
Siedzę sobie spokojnie na stacji w Opaczy. Siedzę na ziemi, bo czemu nie. Sucho jest, wygodnie, wszystkie tobołki mogę poukładać wokół siebie i wreszcie złapać książkę tak, żeby mi nie wypadała. Świeżo zakupione wrzosy postawiłam niedaleko. Przechodzi obok mnie pan i już podświadomie czuję, że zaraz do mnie zagada.
P. H* :To wrzosy są, prawda? Wrzosy, pamiętam jeszcze! Nie ze szkoły, co to to nie... Na grzyby kiedyś dużo chodziłem, to wiem. Pełno było tam tego. Wie pani co?
M: Nie wiem, co takiego?
P. H: Pracę jutro zaczynam, ale nie wiem gdzie... Ubrania służbowe pobrałem, papiery podpisałem, jutro rano mam iść do tej pracy, i nie mam pojęcia gdzie.
M: Jak to możliwe?
P. H: Ano, powiedzieli mi, że na ulicy Centralnej w Opaczy, że trafię. I widzi pani, Opacz jest, Centralna się ciągnie, aż tam daleko i gdzie ta praca moja jest?
M: No i co pan teraz zrobi?
P.H: Tam mi jedną stację kazali podjechać, o wsiądę sobie z panią. Znajdę jakoś, ja to zawsze sobie umiem w życiu poradzić. Chociaż tak zwany hydraulik, ale poradzić sobie umiem.
M: Może w internecie, w jakiejś bibliotece pan sprawdzi?
P.H: W internecie to u córki mógłbym sprawdzić, ale co tam będę do niej jeździł. Ona to się lepiej na tych komputerach zna ode mnie. E, chociaż ja też się trochę znam. Chociaż tak zwany hydraulik jestem. Ta moja córka to w pani wieku penie. 23 lata. Trafiłem?
M: No prawie.
P.H: Widzi pani, tak myślałem! Moja córka to równo. No wysiadam. To do widzenia!
M: Miłego dnia.
Nie wiem jak dalej potoczyła się historia pana hydraulika i jego poszukiwania zakładu pracy. Wiem za to, że mi się udało z wrzosami dojechać w jednym kawałku i jak ich nie zasuszę i posadzę w dobrym miejscu to będę miała wrzosowisko! Jak w "Wichrowych wzgórzach"!
*Pan hydraulik
PS. Do dziwnych wukadkowych spotkań jeszcze powrócę :) M.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz