Nawet teraz pisząc te słowa siedzę przy kuchennym stole, wyśpiewując na całe gardło "Bo do tanga trzeba dwojga!" (swoją drogą nasz e wybory muzyczne bywają... intrygujące).
Jeśli kuchnia, to jedzenie. A jedzenie jak wiadomo w dużej mierze trzymane jest w lodówce. I tu pojawiają się pierwsze schody - przeszkody. Bo nie wszystkie kulinarne pomysły, które realizujemy zostają później skonsumowane. Ok, trzeba spojrzeć prawdzie w oczy: wieczory zaczynamy od obwąchania produktów, które zbyt długo zalegają na półkach. Jesteśmy jednak dobrej myśli, a wprawa i rozsądniejsze gospodarowanie przyjdzie z czasem.
Żeby mieć co z tej lodówki wyrzucać, trzeba najpierw zrobić zakupy. Opcji jest kilka. Dziś wieczorem miałyśmy zrobić rowerową wyprawę do Biedronki,ale tam nie udało nam się dotrzeć. Wylądowałyśmy w pobliskim "Kurczaku". Wylądowałyśmy wyglądając dosyć malowniczo - leginsy (we wzorki w moim przypadku, połączone ze swetrem w paski, chodzący człowiek wzór!). Beata postawiła na mocny akcent obuwniczy: crocsy z motywem roślinnym! Panie w sklepie na szczęście nie przejmowały się tym specjalnie. Uśmiały się za to z naszej wymiany zdań (postanowiłyśmy nie karmić jutrzejszych gości mięsem, a zrobić ciasto). Z postanowienia o nie karmieniu mało nam wyszło, bo znowu lodówka się zapełniła, ciasto wyrosło... Jak nikt się jutro nie pojawi... Nie, takiej opcji nie ma! :)
*Dzisiejszy wieczór (kuchenny:)) był sponsorowany przez piwo Lwówek Śląski, na którego etykiecie znajduje się to właśnie pytanie. Generuje to kolejne pytania co ma Śląsk do Mazowsza i czy to właśnie to piwo jako pierwsze można było kupić na naszej mazowieckiej ziemi? <product placement>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz