wtorek, 23 czerwca 2015

Czasem płaczę w kinie, oglądając film o miłości


Edyta Górniak i Mietek Szcześniak wyśpiewywali na końcu "Dumki na dwa serca" słowa: "W ciemnym kinie, po kryjomu... Ocieramy łzę!". Lubię klimat, który niosą za sobą te wersy.

W tej naszej zabieganej codzienności romantyzm wypada nam po drodze, jak zużyta chusteczka wypada z dziurawej torby. Wyciskacze łez na wszelki wypadek omijamy szerokim łukiem, żeby potem przetrząsając kieszenie nie zorientować się, że tych chusteczek brak.

A przecież to takie miłe się zapatrzeć na nieprawdopodobną "baśń dla dorosłych" i przy napisach końcowych ocierać ukradkiem łzy wzruszenia.

"Najdłuższa podróż" to film, w którym znalazłam wszystko czego się po nim spodziewałam.


Ona: krucha i sympatyczna blondyneczka. Mądra i potrafiąca pokazać swój charakter wtedy, kiedy trzeba.

On: głośne westchnienie na sali, gdy pojawił się na ekranie jest chyba najlepszą rekomendacją. Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak podobał mi się fikcyjny bohater.

 Kowboj, dla którego rodzina jest największą wartością. Uparty, ale ze szczerym sercem.

Ich historia przeplata się z inną, nie mniej wzruszającą, tyle że sprzed 70 lat.

Płaczemy, czekamy, wstrzymujemy oddech razem z naszymi bohaterami. Śmiejemy się wraz z nimi i trzymamy za nich kciuki.

I tylko z tyłu głowy jakiś głosik podpowiada nam, że to takie naiwne. Dokładnie tak skonstruowane, żeby nas poruszać. Ciężko puścić hamulce i przyznać, bez ironicznego uśmieszku, że nam się  podoba.

Mamy marzenia

Realizujemy je każdego dnia. Spisujemy w kalendarzach i wyznaczamy daty realizacji. Walczymy o lepsze ciała, lepsze kariery, lepsze życie. Przekuwamy pasje w sukcesy. Z majtków pokładowych awansujemy na sterników. Ba, nawet kapitanów.
Z pomocą przychodzą nam  historie ludzi, którym się udało osiągnąć wymarzony cel i powszechny motywacyjny boom.
To dobrze. Dobrze, jest marzyć i nie zostawiać tego w rękach przypadku. Fajne mamy czasy, sami sobie piszemy scenariusze.

Tylko ta głupia miłość nie chce nam dać się zamknąć w ramy, wpisać w kalendarze i zaplanować. Przychodzi w najmniej odpowiednich momentach, albo każde na siebie czekać o wiele za długo.

Na wszelki wypadek staramy się nie marzyć o randkach nad jeziorem przy blaskach lampionów.


O kowbojach na karych koniach.
O polnych kwiatach, i o tym, że może być idealnie.

Wiele razy w życiu łapałam się na tym, że poprawiam w głowie moje marzenia na takie bardziej "realistyczne". Po co? A cholera wie ;)
Idealnej miłości nie wytrenujemy, ani nie wpiszemy w kalendarz. Ale nadal możemy się wzruszać patrząc na nią na srebrnym ekranie.
Dlatego czasem płaczę w kinie, oglądając film o miłości.

1 komentarz:

  1. Wtrącanie się w tak osobiste sprawy jak czyjeś marzenia wydaje mi się dość nonszalanckie, ale po przeczytaniu tego tekstu nie mogę się powstrzymać: spełnienia marzeń! :-)

    OdpowiedzUsuń