środa, 5 listopada 2014

O wtorku, który był bardzo dobrym dniem.



Tekst ten zyskałby na dramaturgii, gdyby nie niespodziewanie przyjazna (i to nie tylko jak na listopad!) aura i okoliczności.  Łatwiej byłoby zacząć na przykład tak:

W strugach listopadowego deszczu, brnąc przez błota i klnąc pod nosem wracałam do domu. Było ciemno, a ja – przemarznięta do szpiku kości – myślałam, że już nic miłego mnie dzisiaj nie spotka. Marzyłam tylko o tym, aby wysuszyć przemoczone ubrania.


Jak na złość pogoda za oknem przepiękna. To może inaczej:

Po całym dniu zapełnionym nudnymi i nic nie wnoszącymi do mojego życia wykładami  wracałam do domu w stanie całkowitego otępienia umysłowego. Marzyłam tylko, aby się wyspać.

No, niestety! Studia wybrałam sobie  pasjonujące. Poza tym we wtorki mam cały jeden wykład, w dodatku ciekawy. Jak bardzo bym się nie starała, współczucia czytelników tym nie wzbudzę ;) W tych okolicznościach jestem zmuszona zacząć prosto i zgodnie z prawdą : wracałam po miłym, słonecznym dniu do mojego równie słonecznego domu. Nie spodziewałam się jednak tak miłego, wtorkowego wieczoru, jaki mnie czekał.

Ola z Beatą w czasie mojej nieobecności udały się do sklepu i uzupełniły nasze domowe zapasy. W ostatniej chwili – pasty do zębów nie dało się już dłużej wydłubywać z tubki , a mleko sojowe zamieniło się w dziwną cytoplazmę, która mogłaby posłużyć do robienia efektów specjalnych w niskobudżetowym horrorze.  Nakupowały dużo, dobre i tanio! Weszły od progu upominając się pochwał i orderów. Co jak co, ale dobre zakupy potrafię docenić:



Szybko przystąpiłyśmy do robienia grzanek z żółtym serem i mozzarellą. Ola sprawiedliwie wszystko obliczyła, tak aby dla każdego było po równo.




Grzanki, stosowne przeboje lecące w tle… Tyle wystarczyło, aby dialogi z tej kolacji były warte zapisania dla potomnych :)

Beata wspomina studenckie czasy (praktyki w kamieniołomach – dowód na to, ze studenci to tania siła robocza ;))

B: Ej, ja mam jeszcze u Babci całe pudełko kamieni!
M: Dajcie mi coś do pisania!
B: Nieeee! No, kurde, znalazła. Znalazła, bo odłożyłam tam gdzie powinno leżeć.
M: Jesteś perfekcyjną panią domu. Niech Bóg Ci w dzieciach wynagrodzi!
B: Nieeee, tylko nie w dzieciach!






Grzanki zjedzone, składy na sosach czosnkowych porównane:





O: Jemy pomelo?
B: Ja to się w sumie już najadłam….
O: Pomelo to nie jedzenie.
B: To styl życia!

Opowiadam tragiczną historię o pomelo, które mimo posiadania rzeszy wiernych fanów, paru sesji zdjęciowych itp. zostało w brutalny sposób zamordowane. Nagle:
B: Ej mam pomysł! Może by wyłączyć ten wiatrak?

Sprzątamy. Beata stoi przy lodówce i w skupieniu coś kontempluje po czym wykrzykuje z radością odkrywcy: Cztery lata! Cztery lata jesteś ode mnie młodsza!

Czytelniku! I ty zrób komuś miły wtorek!

 KURTYNA

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz