Tekst ten zyskałby na dramaturgii, gdyby nie niespodziewanie przyjazna (i to nie tylko jak na listopad!) aura i okoliczności. Łatwiej byłoby zacząć na przykład tak:
W strugach listopadowego
deszczu, brnąc przez błota i klnąc pod nosem wracałam do domu. Było ciemno, a
ja – przemarznięta do szpiku kości – myślałam, że już nic miłego mnie dzisiaj
nie spotka. Marzyłam tylko o tym, aby wysuszyć przemoczone ubrania.
Jak na złość pogoda za oknem przepiękna. To może inaczej:
Po całym dniu
zapełnionym nudnymi i nic nie wnoszącymi do mojego życia wykładami wracałam do domu w stanie całkowitego
otępienia umysłowego. Marzyłam tylko, aby się wyspać.
No, niestety! Studia wybrałam sobie pasjonujące.
Poza tym we wtorki mam cały jeden wykład, w dodatku ciekawy. Jak bardzo bym się nie starała, współczucia
czytelników tym nie wzbudzę ;) W tych okolicznościach jestem zmuszona zacząć
prosto i zgodnie z prawdą : wracałam po miłym, słonecznym dniu do mojego równie
słonecznego domu. Nie spodziewałam się jednak tak miłego, wtorkowego wieczoru,
jaki mnie czekał.
Ola z Beatą w czasie mojej nieobecności udały się do sklepu
i uzupełniły nasze domowe zapasy. W ostatniej chwili – pasty do zębów nie dało się
już dłużej wydłubywać z tubki , a mleko sojowe zamieniło się w dziwną
cytoplazmę, która mogłaby posłużyć do robienia efektów specjalnych w
niskobudżetowym horrorze. Nakupowały
dużo, dobre i tanio! Weszły od progu upominając się pochwał i orderów. Co jak
co, ale dobre zakupy potrafię docenić:
Szybko przystąpiłyśmy do robienia grzanek z żółtym serem i mozzarellą. Ola sprawiedliwie
wszystko obliczyła, tak aby dla każdego było po równo.
Grzanki, stosowne przeboje lecące w tle… Tyle
wystarczyło, aby dialogi z tej kolacji były warte zapisania dla potomnych :)
Beata wspomina studenckie czasy (praktyki w kamieniołomach –
dowód na to, ze studenci to tania siła robocza ;))
B: Ej, ja mam jeszcze u Babci całe pudełko kamieni!
M: Dajcie mi coś do pisania!
B: Nieeee! No, kurde, znalazła. Znalazła, bo odłożyłam tam
gdzie powinno leżeć.
M: Jesteś perfekcyjną panią domu. Niech Bóg Ci w dzieciach
wynagrodzi!
B: Nieeee, tylko nie w dzieciach!
Grzanki zjedzone, składy na sosach czosnkowych porównane:
O: Jemy pomelo?
B: Ja to się w sumie już najadłam….
O: Pomelo to nie jedzenie.
B: To styl życia!
Opowiadam tragiczną historię o pomelo, które mimo posiadania
rzeszy wiernych fanów, paru sesji zdjęciowych itp. zostało w brutalny sposób
zamordowane. Nagle:
B: Ej mam pomysł! Może by wyłączyć ten wiatrak?
Sprzątamy. Beata stoi przy lodówce i w skupieniu coś
kontempluje po czym wykrzykuje z radością odkrywcy: Cztery lata! Cztery lata
jesteś ode mnie młodsza!
Czytelniku! I ty zrób komuś miły wtorek!
KURTYNA
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz